już czekam na wakacje. przerwę. chwilę oddechu. wy też?
można żyć pasją i uwielbiać to co się robi. szczęściarze mają tak, że pasja i praca to dla nich jedno, więc nie czują, że pracują. tak mówią. dla mnie blogowanie to wciąż (jeszcze?) nie praca, a pasja, ale i od niej trzeba odpocząć. choćby po to, by wrócić z nową energią, z nowymi pomysłami, nowymi słowami.
to będzie ostatni post. ostatni post o Danii i być może ostatni przed wakacjami. (choć to się okaże, bo jak zwykle tematów jest sporo, pięknych zdjęć wnętrz czeka całe mnóstwo, a ja już tak mam, że nie umiem się nie dzielić). dlatego dzielę się z wami moimi wrażeniami z Kopenhagi.
ostatnio przeczytałam wyniki badań, z których wynikało jasno i jednoznacznie: Kopenhaga jest najlepszym miastem do życia. nie mieszkałam w Kopenhadze (choć kto wie co przede mną), ale kilka dni w tym mieście było bardzo przyjemne i inspirujące.
jak wspominałam na początku tej opowieści, do Danii pojechałam na spotkanie z duńskim designem w związku z pierwszymi duńskimi targami designu – Design Trade, które odbędą się już niebawem, pod koniec sierpnia. zaproszeni blogerzy będą mieli także swój udział w tych targach. stworzymy wspólnie strefę inspiracji, spróbujemy przewidzieć i podpowiedzieć trendy na najbliższy rok albo dwa. jak to będzie wyglądało? o tym przekonacie się w sierpniu czy też może raczej z początkiem września.
a tymczasem był czerwiec i była Kopenhaga. i było spotkanie organizacyjne dotyczące Design Trade. spotkanie, mówiąc niezbyt ładnie – lunch roboczy – odbyło się w na wysokościach. niemal dosłownie. pojechaliśmy bowiem do Bella Sky, centrum kongresowego i hotelu w jednym. nowoczesna, odważna i intrygująca bryła przyciąga wzrok z daleka.
w środku równie ciekawie. w holu moje oko przyciągnęły fotele Finna Juhla, zielona ściana i złota żaba w rozkroku życząca good luck! duńskie poczucie humoru bywa zaskakujące!
Sky Bar. to tu zjedliśmy lekki lunch i omówiliśmy szczegóły sierpniowego wydarzenia. widoki spektakularne, najdłuższy most w Europie i na horyzoncie Szwecja (moja kolejna destynacja? kto wie.)
innym interesującym miejscem jakie odwiedziliśmy był… teatr. Duński Teatr Królewski.
nowoczesna bryła doskonale wpisuje się w portowe otoczenie. w sąsiedztwie znajduje się opera, a także słynna restauracja Noma.
budynek teatru mieści restaurację o nazwie Ofelia, gdzie ugoszczono nas bardzo miło, a następnie zwiedzaliśmy deski teatru. niestety wewnątrz zdjęć nie można było robić, ale zapewniam was, że kulisy teatru są równie ciekawe jak to co dzieje się na scenie.
z
byliśmy także w duńskiej siedzibie Vitsoe. firma zajmuje się projektowaniem systemów przechowywania i ekspozycji. biuro mieściło się na dachu budynku. w środku czekała na nas opowieść o designie wg Dietera Ramsa, chłodne piwo o intrygującej nazwie (z mikrobrowaru Øl) i małpka Kaja Bojesena (to tak w dużym skrócie). moje oko zatrzymały też okładki duńskich magazynów.
kopenhaskie ulice też ciekawe, choć zupełnie nie było czasu by spokojnie przejść się i przyjrzeć szczegółom. chociaż coś udało mi się zatrzymać w kadrze.
znaleźliśmy chwilę (w drodze do Muuto), by zajrzeć do słodkiej jak cukierek kawiarni The Royal Cafe, która mieści się tuż obok firmowego sklepu tej słynnej biało-niebieskiej porcelany Royal Copenhagen.
ostatnim punktem naszej wyprawy było spotkanie z projektantami na łódce. Magnus Sangild i jego brat Rasmus opowiedzieli nam o swojej wspólnej pracy i planach, a przede wszystkim o projekcie przestrzeni Design Trade. zapowiada się naprawdę ciekawy koniec sierpnia!
słynnej syrenki niestety nie widziałam tym razem, choć pana Andersena spotkałam. zapatrzony w światła Tivoli siedzi, nieco zadumany, a turyści z całego świata się z nim fotografują i głaszczą kolano – ponoć to przynosi szczęście.
to moje spotkanie z Kopenhagą było trochę jak przelotny romans. pozostał zachwyt, rozbudzona ciekawość, niedosyt i chęć lepszego, spokojniejszego poznania tego miasta. być może pod koniec lata tak właśnie się stanie.
właściwie każde z odwiedzonych przeze mnie miejsc zasługuje na większą uwagę. Kopenhaga fascynuje i wciąga. i żyje designem. to dla nich naturalna rzecz, nic niezwykłego. Kopenhaga to miasto młodych ludzi. sporo tam rodzin z dziećmi, mnóstwo ludzi wybiera rower jako środek komunikacji. ludzie są uprzejmi, otwarci, ciekawi. żyją chyba dużo spokojniej i na luzie. jasne, to zupełnie inne społeczeństwo i będąc tam pięć minut trudno cokolwiek powiedzieć poza ogólnikami, a to przecież nie znaczy, że nie ma tam i dziś ponurych opowieści niczym z niektórych bajek pana Andersena. póki co – ja ich nie poznałam.
a na zakończenie w chronologicznym porządku wizyta w Danii:
– z wizytą w Muuto
– Montana – prostota i funkcjonalność
– duński wieczór u Natalie, z Simply Chocolate, Broste Copenhagen i Le Creuset
– o miłości, koszu i wyzwaniach czyli wizyta w Vipp
– luksus po duńsku według Georga Jensena
– Bella Sky
– Vistoe
– kolacja z Menu i spełnienie marzeń
– stylizacje w &tradition
– od deski do krzesła – wizyta w Carl Hansen & Son
– spotkanie na łodzi
fot. piece_of_glass/Agata Ziółkiewicz
mam nadzieję, że moja relacja spodobała się wam.
coś innego niż wnętrza i przedmioty to równie dobry pomysł na tego bloga, prawda?
I like design na facebooku – zapraszam.