tę opowieść można zacząć i przekazać na kilka sposobów.
to może być historia o miłości.
to może być historia o koszu do śmieci.
to może być historia o przedsiębiorczości, rodzinnym biznesie, wytrwałości.
to będzie historia o Vipp.
wszystko zaczęło się chwilę przed wojną, w 1939 roku. wówczas to, zakochany w swojej młodej żonie Marie, Holger Nielsen postanowił pomóc jej w wyposażeniu nowo otwartego salonu fryzjerskiego. Marie była kobietą przedsiębiorczą, ale z finansami nie było najlepiej. Holger zniknął na kilka dni w warsztacie, po czym zaprezentował żonie kosz sprytnie otwierający się za pomocą pedału. i tak narodził się słynny kosz Vipp.
skąd ta nazwa? trudno powiedzieć, ale zapamiętuje się świetnie.
początkowo Vipp miał być przeznaczony tylko dla salonu Marie, ale ponieważ pytało o niego wielu dentystów i lekarzy to Holger zaczął myśleć o większej produkcji. wkrótce kosz Vipp można było znaleźć niemal we wszystkich klinikach Danii. dziś Vipp jest ikoną designu, a od 2009 roku gości w stałej kolekcji w MoMA w Nowym Jorku.
firma rozwijała się, choć nie zawsze było łatwo. dziś oferuje nie tylko kosze na śmieci, ale akcesoria łazienkowe, wyposażenie kuchni i całe mnóstwo praktycznych i ładnych przedmiotów.
Vipp zaprasza do współpracy projektantów, a także sławy z całego świata, które współtworzą markę, ale także podejmują działania charytatywne. więcej opowieści o niepozornym (czy rzeczywiście?) koszu do śmieci znajdziecie na stronie Vipp.
to był drugi dzień mojego pobytu w Kopenhadze. pogoda przepiękna, ciepło, słońce. do Vipp wpadliśmy na śniadanie. wnuczka założycieli firmy opowiedziała nam o rodzinnym biznesie, wplatając wspomnienia o dziadkach. a na nas czekało wyzwanie: stylizacja łazienki i dwóch kuchni.
na przygotowanie jednej stylizacji mieliśmy 20 minut. pracowaliśmy w grupach. wraz z Igorem i Gerardem udało się nam wypracować szczęśliwie kompromis (thank you, guys!): podzieliliśmy się kuchniami, a ja poszłam w skrajny minimalizm w łazience. ponieważ było to dla mnie pierwsze takie doświadczenie, nie od razu wiedziałam co i jak. okazuje się, że czasami rzeczy które wydają się pozornie łatwe wcale takimi nie są. a poza tym było tyle ciekawych rzeczy dookoła: za oknem parada, interesująca duńska architektura, w środku możliwość podejrzenia innych w akcji – a działo się naprawdę sporo! nie było łatwo skupić się na zadaniu.
stylizacje konkurują ze sobą, ponieważ zadanie pomyślano jako konkurs dla blogerów. zdjęcia można obejrzeć na blogach, a także na instagramie #vippstyling albo w tym zestawieniu. na wygraną nie liczę, ale fajnie było uczestniczyć w tym nowym dla mnie doświadczeniu.
fot. piece_of_glass/Agata Ziółkiewicz
moja opowieść o duńskiej przygodzie jest nieco niechronologiczna, ale to tak naprawdę nie ma znaczenia. możliwe, że kończąc duński miesiąc podsumuję cały ten wyjazd. a tymczasem – ciąg dalszy nastąpi. zaglądajcie!
zapraszam też w nowe miejsce – i like design na instagramie.
I like design na facebooku – zapraszam.