to był koniec kwietnia kiedy przyszedł ten mail.
mail z Danii z zaproszeniem na Bloggers Tour.
w pierwszej chwili pomyślałam, że to żart. potem, że szczęśliwy zbieg okoliczności. a gdy zaczęłam się zastanawiać, to wyszło, że oto może się spełnić jedno z moich marzeń.
bo było to wszystko dość niesamowite: od dłuższego już czasu myślałam o tym by pojechać do Kopenhagi (żartowałam sobie, że po Eindhoven czas na Danię); przeglądając blogi czytałam akurat o bloggers tour w Amsterdamie i myślałam, że to super pomysł; a gdy spojrzałam szerzej na to czym się przez ostatnie kilka lat zajmuję tu na blogu oraz na Domosferze, to wyszło mi dość jasno, że design skandynawski w ogóle, a duński w szczególe leży w samym centrum moich zainteresowań. czym więc była taka propozycja jeśli nie spełnieniem mojego życzenia, które nawet nie zdążyło być wypowiedziane na głos? to co w pierwszej chwili wydało mi się niezwykłe, kilka tygodni później stało się rzeczywistością.
kiedy przyszedł ten mail, właśnie odkryłam Host. i tak powstała notka o duńskim gospodarzu. pisząc ją, przemknęło mi przez myśl: ależ by było cudnie siąść tam, zjeść coś i poczuć tę atmosferę. mówiłam już, że marzenia się spełniają? tak, to życzenie też się spełniło.
zostaliśmy zaproszeni do restauracji Host na kolację przez firmę Menu.
w Host naczynia z Menu znajdziemy wszędzie, podobnie jak lampy i meble z &tradition i od Norm Architects, którzy odpowiedzialni są za projekt wnętrza.
a w Host jest dokładnie tak jak na zdjęciach, a może nawet lepiej. jest prosto, minimalistycznie, nieco industrialnie, trochę wiejsko. drewniane stoły i krzesła, proste naczynia. jest bezpretensjonalnie, swojsko, zwyczajnie.
biel, szarość, beż, brąz drewna, czerń i zieleń roślinności. bardzo ograniczona paleta kolorystyczna uspokaja i pozwala skupić się na tym co dostajemy na talerzu czy też na naszych rozmówcach.
kolację zjedliśmy w odrębnej sali, mieszczącej się w piwnicy.
usiedliśmy tam przy jednym ogromnym drewnianym stole.
posiłek zaczął się od łamania chleba, który pojawił się na stołach zaraz na początku. obsługujący nas kelner miłym, niskim głosem zapowiedział menu. po całym dniu poznawania duńskiego designu nie mieliśmy dość: część z nas robiła dokładną inwentaryzację restauracji (ach, te social media, ech ci blogerzy), a część usiadła zmęczona i zajęła się rozmową. potem przyszedł czas na posiłek i dobre wino. to był bardzo miło spędzony czas.
jeśli wasze drogi zaprowadzą was do Kopenhagi, zajrzyjcie do Host. bardzo przyjemne miejsce, dobre jedzenie.
po kolacji nasza grupa wyruszyła dalej, a ja oddzieliłam się by pospacerować po mieście, przez chwilę sama chłonęłam Kopenhagę (resztką sił zresztą, bo czas był strasznie intensywny i pełen wrażeń).
czekał nas jeszcze jeden dzień w Kopenhadze…
także z Danii:
– duński wieczór
– o miłości, koszu i wyzwaniach
– Montana: prostota i funkcjonalność
– luksus po duńsku
– &tradition
I like design na facebooku – zapraszam.