Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy to opowieść bardzo osobista.
To książka, która szuka odpowiedzi na pytanie: co pozostaje?
Co zostaje po człowieku, gdy ten odejdzie na zawsze?

Autor we wstępie mówi:
„To jest historia o rzeczach. I jeszcze o gadaniu. Czyli – o słowach i przedmiotach.
Jest to także książka o mojej matce, i z tego powodu nie będzie zbyt wesoła”.

 

wicha rzeczy

 

Matka odeszła. To jeden z najtrudniejszych momentów w życiu: gdy odchodzą nasi najbliżsi: matka, ojciec. Po śmierci ojca Marcin Wicha napisał „Jak przestałem kochać design”, książka która owszem była o designie, ale też w dużej mierze o jego ojcu.

Matka odeszła. O tym doświadczeniu pisał Tadeusz Różewicz, Roland Barthes, Joyce Carol Oates i wielu innych, każdy na swój sposób. Pisze i Marcin Wicha. To szkic do portretu matki, którą chce zapamiętać, to powrót do lat dzieciństwa, do przeszłości, która choć była zwyczajna swoją codziennością, była pełna: była mama i tata, był dom, było poczucie bezpieczeństwa, porządku i sensu.

Ta książka to pożegnanie, jest więc i smutek. Jest też ogromna inteligencja, wrażliwość i czułość, choć nie sentymentalizm. To nie elegia, nie tren żałobny, nie ta tonacja. Bywa wesoło, choć to uśmiech przez łzy. Bywa nieprzyjemnie, bez zbędnego owijania w bawełnę, jest nazywanie rzeczy takimi jakimi są, jakimi były – lekcja od matki.

Poznajemy ją poprzez słowa, zachowania, obserwacje, ale też przez przedmioty jakie po niej pozostały.
Trzeba to wszystko uporządkować jakoś, zamknąć, podzielić, sprzedać.

Są książki, ich okładki i tytuły. A za nimi kryją się opowieści, czyjeś marzenia, plany, życie: jest podręcznik do nauki języka angielskiego, kulinarne wycinki z przepisami, książki związane z pracą zawodową. Choć większość dziś to już tylko makulatura, jak bezwzględnie określa zbiory pewien antykwariusz.

„Biblioteki są zapisami naszych czytelniczych porażek. Jak mało w nich książek, które naprawdę nam się podobały. Jeszcze mniej takich, które podobają nam się przy kolejnej lekturze. Większość to pamiątki po ludziach, którymi chcieliśmy być. Których udawaliśmy. Których braliśmy za siebie”.

Są też rozmowy, scenki z życia, przyjaciele, zwykłe życie.
Jest też tożsamość i traumy. Słowa, które znaczą.
Nie wszystko wprost powiedziane, ale w pełni zrozumiałe.

I odchodzenie. I pożegnanie.
Bardzo przejmująca lektura.

„I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.
(…) Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady”.

A w tle skrzecząca polska rzeczywistość, w której brak życzliwości, uprzejmości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Tak, przyglądamy się sobie jak w lustrze, choć to nie wielka powieść, a krótka książeczka. Marcin Wicha znakomicie punktuje różne sprawy, podsumowuje je krótkim acz celnym zdaniem.

Zatem czy jest to wszystko o mojej matce? I tak i nie.
To książka, która jest zapisem prywatnego, intymnego przeżycia, a zarazem pozostaje uniwersalna. To wspomnienie bliskich, a zarazem świata, którego już nie ma, a który cały czas trwa w nas, dopóki go pamiętamy.

Warto przeczytać, przeczytać trzeba.
Żeby wiedzieć co pozostaje.
Żeby wiedzieć jak sobie poradzić ze stratą.
Żeby lepiej żyć.

Marcin Wicha: Rzeczy, których nie wyrzuciłem
Wydawnictwo Karakter, 2017