o pewnych sprawach lepiej nie pisać, jeśli nie chce się stracić czytelników.
takie odnoszę wrażenie od jakiegoś czasu. to jasne, że na blog lifestylowy nie będzie się publikować wpisów o polityce, o seksualności, religii czy problemach społecznych. choć właściwie dlaczego nie? przecież wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy swoje poglądy, swoje problemy, małe i duże.
a może jednak lepiej nie? bo za dużo tego wokół nas. i szukamy wytchnienia, spokoju, azylu.
a piszę o tym z dwóch powodów.
jeden jest taki, że od długiego czasu obserwuję straszne ugrzecznienie albo po prostu światopoglądową neutralność blogów. a czasem byłabym ciekawa co tak naprawdę myśli na przykład moja ulubiona blogerka czy bloger, jakie ma poglądy. ale… z drugiej strony patrząc, jest szansa, że mogłabym ją/jego znielubić, prawda? może więc lepiej nie wiedzieć?
drugi jest taki, że w ostatnim czasie co znajdę naprawdę interesujące wnętrze to mieszka tam para, męska, homoseksualna. i co z tego? – zapytasz. a no nic z tego, to tylko jakoś sprowokowało mnie do takiej ogólnej refleksji i przydługiej dygresji. dla mnie nie ma to znaczenia kto mieszka w domu który podziwiam, ale dla ciebie może mieć, prawda? dlatego, przyznaję, czasem takie info pomijam po prostu. (tak, chcę byś lubił/a mój blog i tu powracał/a). dobrze czy nie, potrzebnie czy nie? nie wiem, ty mi powiedz.
czy inaczej spojrzysz na wnętrze gdy dowiesz się że mieszka tam gej/lesbijka?
a czy inaczej spojrzysz na człowieka kiedy dowiesz się o jego preferencjach seksualnych, politycznych?
zastanawiam się wciąż: dlaczego to ma takie znaczenie?
ok, wystarczy tej publicystyki.
(możliwe, że ją wymażę, tak jak kiedyś chciałam zrobić z blogiem, uznawszy, że mi to nie wychodzi).
pokażę wam interesujące wnętrze. niby duńskie, a jednak nieco francuskie.
Fil de Fers to sklep (choć to nie najlepsze słowo), butik, antykwariat (brakuje mi właściwego określenia), który specjalizuje się w przedmiotach znalezionych na francuskich pchlich targach. trochę tu antyków, trochę vintage, trochę retro, industrialnie, ale zdarza się też wzornictwo włoskie z lat 50. generalnie kopalnia skarbów dla stylistów, kolekcjonerów i wielbicieli vintage.
jeśli więc drogi zawiodą was do Kopenhagi, skierujcie kroki na Store Kongensgade. możliwe, że spotkacie tam Henrika. Henrik Hemmingsen jest kierownikiem tego sklepu. ale my nie w pracy go odwiedzimy (choć to z pewnością intrygująca przestrzeń), a w domu, w którym zresztą sporo przedmiotów pochodzi z Fil de Fers.
to stary dom w Skælskør, pełen inspiracji francuskim industrialem, gdzie vintage spotyka najlepsze duńskie pomysły na wnętrze. właściciel ceni sobie jego położenie blisko wody i zaciszną prywatność. sklep, praca to miejsce nieustannego ruchu, gwaru, spotkań, ludzi. dom to jego azyl.
wnętrze są bardzo przestronne i pełne światła. sporo tu fajnych rozwiązań, na przykład ściana ozdobiona starymi lustrami. albo meble niczym rodem ze starej szkoły: tablica, kozły gimnastyczne. jest nieco klasyków: lampa Jielde czy metalowe krzesła Tolix w kuchni, stare lampy warszatowe Louisa Poulsena.
inspiracji do urządzenia wnętrz Henrik poszukiwał na południu Francji, ale też w Nowym Jorku.
pasją właściciela domu jest kolekcjonowanie dziwnych przedmiotów, niekoniecznie służących czemukolwiek poza dekoracją. każda z nich niesie swoją opowieść. każdy może być pretekstem do interesującej rozmowy.
fot. bobedre.dk