pfff… pffff… odkurzamy bloga. czas na powrót.

oto dom zamieszkany, ale jakby wyjęty z przeszłości.
atmosfera niczym z domu moich szwedzkich dziadków (gdybym takich miała, choć coś z tych wnętrz rzeczywiście przypomina mi dom moich dziadków). dom z czasów, kiedy nikt nie siedział z głową w telefonie. ludzie spotykali się, rozmawiali patrząc na siebie, pili popołudniową herbatę, czytali książki, chodzili na spacery… czas płynął inaczej, miał inną jakość.

dom pochodzi z XIX wieku, ma blisko 160 lat. zbudował go w stylu włoskiego domu letniego Franz Sjöberg, który odniósłszy sukcesy w biznesie postanowił zrobić karierę w polityce. w każdej dziedzinie działał z rozmachem, tak więc i to miejsce musiało robić stosowne wrażenie na wpływowych znajomych. koleje losów sprawiły, że ostatecznie musiał go sprzedać, ale na szczęście nie skończyło się to ruiną.

w latach 80. XX wieku rezydencję nabyli nowi właściciele i postanowili doprowadzić ją do dawnej świetności. zachwycił ich klimat tego miejsca, nie chcieli nic zmieniać na siłę, a raczej zachować niepowtarzalną atmosferę. jednak trzeba było zacząć od… porządków.

tu nie przeprowadza się rewolucji, raczej z pietyzmem kultywuje czas miniony.
ale też bez przesady: to dom w którym się żyje, a nie muzeum.

mnie zachwyciły kryształowe żyrandole, okrągły piec kaflowy i tapety, ale warto tu przyjrzeć się też wielu innym detalom.

fot. expressen.se/skonahem_Ingalill Snitt