to miejsce jest w jakiś sposób bajkowe, choć całkiem zwyczajne. urocze rzecz jasna, na swój minimalistyczny, nieco surowy, szwedzki sposób.
jesteśmy za morzem i nad morzem, na wyspie Gotlandia, gdzieś w okolicach Visby.
to tu dorastali Linda i Martin, i tu powrócili, by mieszkać z dziećmi. trudno im się dziwić, to musiało być piękne dzieciństwo: bliskość przyrody, las, morskie wybrzeże niemal za progiem. brzmi jak spełnienie marzeń.
początki nie były ani tak jasne, ani optymistyczne. kupili stary, porzucony, dom i rozpoczęli remont. budynek powstał w XIX wieku, ma grube ściany i głębokie wnęki okienne. to cały jego urok. zachowało się więcej z jego historii, ale też sporo wymagało napraw, ulepszeń albo zorganizowania na nowo.
właściciele przyznają, że niosły ich marzenia o tym domu, nie zdawali sobie sprawy z przeciwności ani ilości pracy potrzebnej do tego, by miejsce mogło normalnie funkcjonować. dziś mówią z uśmiechem, że to zaleta bycia młodym i nieświadomym. i dodają, że mieli duże wsparcie ze strony bliskich, jak i sąsiadów.
wnętrze domu jest niejako przedłużeniem zewnętrza. biele, szarości, delikatne beże, kolory z otoczenia przenikają do wnętrz domu.
fot. Emma Jonsson Dyssell