moją pierwszą miłością były książki.
to (hipotetycznie) mógłby być blog o książkach. (w tym sensie, że gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę pisać, to byłabym przekonana, że o literaturze. albo o filmie). ale ja zdecydowanie wolę czytać niż pisać o książkach, choć jak wiecie i to mi się zdarza i zdarzać będzie.
ta miłość do książek była pierwsza i trwa nadal.
co prawda przyszły kolejne miłości i choć bywam niewierna, to do tej pierwszej wciąż wracam.
biblioteka Karla Lagerfelda; fot. www.selby.com
a poza tym, że lubię czytać książki, to lubię też czytać o książkach.
dlatego ucieszył mnie nowy tytuł, nowy magazyn, nazwany po prostu: „Książki„.
ale…
no właśnie ale.
i stąd ta notka.
jest takie przysłowie, które mówi „nie oceniaj książki po okładce”, nie oceniaj po pozorach. coś mi się jednak zdaje, że twórcy „Książek” debiutanckim numerem strzelili sobie w stopę.
okładka wygląda bowiem tak:
i co mi się rzuca w oczy? zbolała twarz starszego faceta (mniejsza o to czy rozpoznaję w nim Korczaka, o którym pisze się w środku numeru) oraz słowa: Żyd, mason, odmieniec. plus jakaś panna po lewej stronie.
!!!???
o co tu chodzi? czy właśnie TAKA okładka ma zachęcać do czytania magazynu, do czytania książek?
nie, to chyba jakaś straszna pomyłka.
nie znam się na projektowaniu, nie mam odpowiednich narzędzi, ale tak mnie zirytowała ta okładka, że stworzyłam na szybko dwie swoje, autorskie. nie są doskonałe ani nawet dobre, ale patrzy mi się na nie dużo przyjemniej. (pozwalam sobie bezczelnie je wam zaprezentować).
proj. piece_of_glass; fot.www.etsy.com/TheBlackSpotBooks; strona stylisty Hansa Blomquista
gwoli jasności: magazynowi „Książki” życzę najlepiej. czekam na kolejne numery.
tylko naprawdę ładnie proszę: nie odstraszajcie okładkami!
i lecę poczytać. co i Wam polecam.
i przypominam: nie czytaj blogów!
I like design na facebooku – zapraszam.